czwartek, 24 listopada 2011

Kid Cudi " Man on the moon" 2009

Kid Cudi, czyli tak naprawdę Scott Ramon Seguro Mescudi amerykański raper, wokalista i aktor. Popularność zdobył wraz z premierą jego debiutanckiego mixtape'u A Kid Named Cudi w 2008 roku. Od tego czasu, Kid Cudi wydał dwa albumy studyjne i współpracował z takimi artystami, jak m.in.: Kanye West, Jay-Z, Common, David Guetta i MGMT.

Powszechnie jest nam znany z utworu " day n'nite zremixowanego przez crookersa, który możecie zobaczyć tutaj
Znalazł on swoich fanów w trybie natychmiastowym. Album " Man on the moon" o którym dziś postanowiłem wspomnieć jest chyba jednym z najbardziej magicznych krążków jakie miałem okazje przesłuchać " od niechcenia". Dosyć sceptycznie podchodziłem do twórczości człowieka który łączy swoją karierę muzyczną z aktorstwem i wielką komercją. Mowa tutaj o kolejnym panu o pseudonimie Jay-Z, który to z kolei zwrócił uwagę na naszego Scott Ramona i pomógł mu w tzw "rozwinięciu skrzydeł". Bez wątpienia przyniosło to Scottowi dużo korzyści i tak powstał album o którym mowa w dzisiejszym poście. Nie miałem zamiaru kupować płyty, gdyż nie jestem fanem zbierania płyt, jednak po przesłuchaniu stwierdzam, że chętnie wrzuciłbym ją do kieszeni w schowku swojego samochodu i puszczał co jakiś czas. Jest to krążek niewątpliwie mega klimatyczny. Przesłuchując pierwsze 3 utwory naprawdę możemy odnieść wrażenie jakby Cudi miał zamiar opowiadać bajkę. Kolejne utwory przeplatane są 45 sekundowymi remixami " Lady Gagi" ( to ta, która jest taka ohydna i brzydka a poza tym ubiera się w stroje przypominające statki kosmiczne). Sama okładka albumu również jest ciekawa
Man on the moon, czyli człowiek na księżycu bądź też wklejony księżyc w głowę, lub jak kto woli głowa w księżyc. Tak czy siak bardzo kolorystycznie i przyciąga uwagę.
Mówiąc o krążku z 2009 roku nie sposób zapomnieć o utworze " Alive", który według mnie najbardziej pasuje do okładki.

Podsumowując spodziewałem się kolejnej komercyjnej płyty z utworami o ciężkim życiu i biedzie. Spodziewałem się kolejnej "gwiazdy" która wschodzi i upada promując się po przez już istniejących artystów, jeśli w ogóle tym mianem można określić jakichś wokalistów ze Stanów Zjednoczonych. Jest masa ludzi, którzy twierdzą, że Stany zjednoczone kojarzą się z aktorami, którzy nie umieją grać i wokalistami, którzy nie umieją śpiewać a robią na tym duże pieniądze. Jednak "księżyc" Scotta jest jak najbardziej lekki dla ucha i pozwala wejść w jego bajkę, jego klimat, który według mnie jest nie do podrobienia. No i rzecz jasna- nie ma śpiewania w złocie o biedocie. Jest wesoło, jest lekko- jednym słowem tak jak powinno być. Polecam każdemu, kto słyszał choćby kawałek umieszczony na samej górze. Zakup, bądź pobierz płytę z internetu i przekonaj się sam, tak jak i ja.

Pozdrawiam, MŁODY :)

środa, 2 listopada 2011

Wykłady dla "ochotników"

Każda uczelnia kryje w sobie coś dziwnego. Z każdym wykładowcą wiążą się niesamowite historie żywcem wyssane z palca i nie tylko. Każdy z nas wie, że " u tego " lepiej słuchać, a " u tamtego " można nawet z nudów nauczyć się obsługi własnego radia samochodowego czytając instrukcję przez całe półtorej godziny wykładu. Niewątpliwie wszystkie te informacje z którymi mamy do czynienia wpływają na nas w jakiś sposób. Mobilizują nas do czegoś, bądź odwrotnie- mówią nam " Daj spokój, olej to lepiej zostań w domu i zrób coś pożyteczniejszczego, w końcu i tak nic z tego wykładu nie wyniesiesz po wczorajszej imprezie przy soku malinowym" Są jednak sytuacje, które wywołują na naszych twarzach dziwne miny. Dziwimy się, że takie sytuacje mają miejsce i jest to powszechnie przyjmowane.


Co byś powiedział, gdybyś usłyszał o wykładzie dla ochotników, który jest obowiązkowy ? Ja powiedziałbym, że to jakiś absurd... No tak, ty pewnie też. Otóż nic bardziej mylącego- to jest zupełnie normalna sytuacja. Każdy student ma takie zajęcia. YYYY... po uprzednich odpowiednich badaniach 99 % studentów odpowiedziało grzeczne i stanowcze " no chyba cię... pogięło " Żartowałem. Nie zrobiłem żadnych badań, bo nie potrzeba ich robić. Oczywistym faktem jest, że każdy wyśmiałby taki system, jednak niestety niektórzy z nas muszą to przejść. Wszystko wyglądałoby bardzo sympatycznie i byłoby do przełknięcia, gdyby nie forma takich wykładów i to, że ktoś przyjeżdza do nas mówi o " czymś " wychodzi i dostaje za to odpowiednią ilość pieniążków. Przejawia się to niejednokrotnie bardzo słabym zaangażowaniem osób przychodzących na wykłady dla "ochotników" którzy muszą te wykłady zaliczać. Uważam, że mówienie dziś o Islandii w ramach Nordaliów jest okej. Ale nie w momencie, gdy osoba która przedstawia materiał i opowiada mi o rzeczach, które na codzień mogę usłyszeć na Discovery Channel jak i całym pakiecie programów "travel and adventure " Gdyby rozejrzeć się po auli w której odbywa się taki wykład widać ludzi czytających książki, rozmawiających, śmiejących się, czasem nawet ktoś sprzedaje na allegro " całkiem nowe skarpetki i odkurzacz ".Jednym słowem ludzie zajmują się sobą. Dlaczego tak jest ? Nie wiem, ale wydaje mi się, że gdyby wykłady prowadziły osoby ciekawe nie serwujące nam materiału z wikipedii to byłyby naprawdę mile spędzonym czasem i nikt nie piekliłby się o to, że są obowiązkowe. Oczywiście moje negatywne podejście do takich wykładów wynika z tego, iż od 3 lat spotykam się z tym samym systemem. Wpada pan w garniturze siedzi i pomiędzy 300 słowami yyy,mmmm, eeeeee, znajdują się 3 zdania bardzo ciekawie złożone. Trzeba jednak wspomnieć o dobrej stronie tych wykładów. Jestem człowiekiem, który uwielbia podróżować, lubi słuchać o podróżach, oglądać zdjęcia z wypraw. Wszystko co jest związane z przygodą i wyprawami jest bardzo akceptowane. Tak też w mojej pamięci utkwiła mi wizyta Jana Meli, który opowiadał nam o swoich osiągnięciach, przedstawiał zdjęcia z wyprawy na biegun. TO JEST CIEKAWE !!! Przez cały wykład moja buzia była otwarta jak u pokolenia dzieci " youtube'a " Uważam, że takie osoby powinny się pojawiać jak najczęściej w murach naszej uczelni. Nie widziałem, a raczej nie zauważyłem wtedy osób, które śmiałyby się i żartowały ze zdjęć i miały głęboko w duszy to o czym opowiada ten chłopak. Dobre, złe strony wykładów ? Zostawmy to, bo tym razem przyszedł wykład numer dwa. Długo będę go wspominał. Tym razem miałem okazję posłuchać o wyprawie do Indonezji. Widziałem mase fajnych zdjęć,usłyszałem dużo ciekawych informacji i relację z podróży, która według mnie była naprawde godna uwagi i poświęcenia uwagi. To trafia do człowieka i w pewien sposób potrafi zainteresować zwłaszcza, gdy osoba która o tym opowiada, sama smieje się z siebie. Mega plus za dzisiejszy wykład. Mam nadzieję, że będzie takich więcej. Wydaje mi się, że gdybyśmy zrobili ankiety odnośnie zainteresowań, ludzi, którzy przychodzą na wykłady dla "ochotników" moglibyśmy stworzyć coś w rodzaju wykładów tematycznych . " Wilk syty i woca cała" tak ? chyba tak to się mówi. Wychodząc z wykładu każdy jest zobowiązany oddać karteczkę z numerem swojego albumu, imieniem, nazwiskiem i nazwą kierunku. Dziś zostałem obdarowany dodatkową karteczką... Kogo chciałbyś usłyszeć i zobaczyć na kolejnym wykładzie ? Może tym razem moje marzenie się spełni i na naszej auli pojawi się wspomniany przeze mnie Wojciech Cejrowski? Może pojawią się też entuzjaści podróży, ludzie zafascynowani wyprawami, którzy mają dusze podróżnika żądnego przygód? Chciałbym również poznać takich ludzi. Ludzi, którzy mają jakieś ciekawe historie do opowiedzenia- nie koniecznie zza wielkiego biurka z mikrofonem ;) Może wtedy wszyscy byliby zadowoleni ? Może wtedy nie mógłbym się doczekać dnia, w którym pójdę na wykład dla ochotnika i nie będę musiał już dłużej używać tego słowa w cudzysłowiu :) Podsumowując chciałbym jeszcze dodać, że nie mam absolutnie nic przeciwko wykładom dla " ochotników " i jest to moje zdanie wypracowane na podstawie obserwacji, bo tak generalnie to mnie tam wszystko pasuje ;p pokój nam wszystkim :D

Pozdrawiam, Młody :)