Kid Cudi, czyli tak naprawdę Scott Ramon Seguro Mescudi amerykański raper, wokalista i aktor. Popularność zdobył wraz z premierą jego debiutanckiego mixtape'u A Kid Named Cudi w 2008 roku. Od tego czasu, Kid Cudi wydał dwa albumy studyjne i współpracował z takimi artystami, jak m.in.: Kanye West, Jay-Z, Common, David Guetta i MGMT.
Powszechnie jest nam znany z utworu " day n'nite zremixowanego przez crookersa, który możecie zobaczyć tutaj
Znalazł on swoich fanów w trybie natychmiastowym. Album " Man on the moon" o którym dziś postanowiłem wspomnieć jest chyba jednym z najbardziej magicznych krążków jakie miałem okazje przesłuchać " od niechcenia". Dosyć sceptycznie podchodziłem do twórczości człowieka który łączy swoją karierę muzyczną z aktorstwem i wielką komercją. Mowa tutaj o kolejnym panu o pseudonimie Jay-Z, który to z kolei zwrócił uwagę na naszego Scott Ramona i pomógł mu w tzw "rozwinięciu skrzydeł". Bez wątpienia przyniosło to Scottowi dużo korzyści i tak powstał album o którym mowa w dzisiejszym poście. Nie miałem zamiaru kupować płyty, gdyż nie jestem fanem zbierania płyt, jednak po przesłuchaniu stwierdzam, że chętnie wrzuciłbym ją do kieszeni w schowku swojego samochodu i puszczał co jakiś czas. Jest to krążek niewątpliwie mega klimatyczny. Przesłuchując pierwsze 3 utwory naprawdę możemy odnieść wrażenie jakby Cudi miał zamiar opowiadać bajkę. Kolejne utwory przeplatane są 45 sekundowymi remixami " Lady Gagi" ( to ta, która jest taka ohydna i brzydka a poza tym ubiera się w stroje przypominające statki kosmiczne). Sama okładka albumu również jest ciekawa Man on the moon, czyli człowiek na księżycu bądź też wklejony księżyc w głowę, lub jak kto woli głowa w księżyc. Tak czy siak bardzo kolorystycznie i przyciąga uwagę.
Mówiąc o krążku z 2009 roku nie sposób zapomnieć o utworze " Alive", który według mnie najbardziej pasuje do okładki.
Podsumowując spodziewałem się kolejnej komercyjnej płyty z utworami o ciężkim życiu i biedzie. Spodziewałem się kolejnej "gwiazdy" która wschodzi i upada promując się po przez już istniejących artystów, jeśli w ogóle tym mianem można określić jakichś wokalistów ze Stanów Zjednoczonych. Jest masa ludzi, którzy twierdzą, że Stany zjednoczone kojarzą się z aktorami, którzy nie umieją grać i wokalistami, którzy nie umieją śpiewać a robią na tym duże pieniądze. Jednak "księżyc" Scotta jest jak najbardziej lekki dla ucha i pozwala wejść w jego bajkę, jego klimat, który według mnie jest nie do podrobienia. No i rzecz jasna- nie ma śpiewania w złocie o biedocie. Jest wesoło, jest lekko- jednym słowem tak jak powinno być. Polecam każdemu, kto słyszał choćby kawałek umieszczony na samej górze. Zakup, bądź pobierz płytę z internetu i przekonaj się sam, tak jak i ja.
Pozdrawiam, MŁODY :)