niedziela, 30 stycznia 2011

"Subculture" mixed by John O,Callaghan

30 stycznia 2011, 12:54.Siedzę w fotelu spoglądając w zasłonięte okno.Na ekranie laptopa wyświetlają się dwa pliki do otwarcia.Dziś jest to "Subculture"- dwa krążki nakręcone przez Johna O.Callaghana.Jest to też wyjątkowy poranek,który skłonił mnie do napisania o tych dwóch płytkach.Widzicie zima z natury jest ponura ciemna i nie przypomina mi zdecydowanie niczego co może kojarzyć się z wakacjami i zachodami słońca.Jednak dziś jest zupełnie inaczej.Zasłonięte wciąż okno nie zmienia niczego.Lecz dopiero po odsłonięciu zasłony dostrzegam to,że wszystko tworzy się w jeden piękny obraz,który postanawiam sobie uwiecznić tutaj na tym blogu.To wszystko łączy się razem i tworzy dzień idealny, w którym mogę sobie przypomnieć jak fajnie było latem.A to wszystko dzięki tym dwóm nowym krążkom O.Callaghana.
Gdybym miał powiedzieć szczerze i otwarcie powiedziałbym "Armin van buuren".Po prostu- bez żadnego ale i dyskusji.Jego krążki i kolejne hity królowały w moim samochodzie przez ostatnie 3 lata.Z każdym kawałkiem wiąże się jakieś wspomnienie.Jesteśmy gdzieś poza miastem w fajnym miejscu by móc dobrze spędzić czas.Jednak najbardziej pasowały by tutaj klimaty gorącej Ibizy, lub też po prostu plaża i wieczór.Wszystko od razu wiadomo.Ty też tęsknisz za latem powiedz, że nie :)A słuchając kawałków obydwu panów można sobie taki wakacyjno-letni czas doskonale urozmaicić.Gdyby nie to,że dziś mamy wciąż śnieg i nieciekawą temperaturę na dworze, zapewne wyskoczyłbym na dwór w japonkach i krótkich spodenkach wsiadł w auto i pojechał przed siebie, po drodze zabierając kilku znajomych i spędziłbym całe po południe i wieczór nad wodą dobrze się bawiąc.Jednak schodząc na ziemie mamy wciąż tzw "ciapę" i jedynie to słońce które dziś pięknie wplata się w klimat obu krążków Johna O.Callaghana ratuje ten dzień od totalnej szarości i banalności.
Co tu dużo mówić, bez wątpienia-"Subculture" jest po prostu świetną składanką.Jakość dzwięków,zmiany tępa i same rytmy sprawiają,że chce mi się lata a nie temperatury -1 poniżej zera.
Zarówno John O.Callaghan jak i Armin van Buuren są bez wątpienia najlepszymi Dj'ami muzyki trance i mimo tego,iż wielu z was może się wydawać,że jest to techno radzę posłuchać obu tych gatunków muzyki i dopiero później wygadywać bzdury.Uważam,że muzyka trance zdecydowanie robi niesamowity klimat i kręci się własnym rytmem w zupełnie innym świecie.Gdybym miał narysować moje wyobrażenie tej muzyki na kartce,za pewne byłaby to wielka egzotyczna palma na plaży a zaraz za nią rozpływające się w morzu słońce.Tak-dokładnie z tym kojarzy mi się muzyka z gatunku Trance.
John O'Callaghan (ur. w Navan) - irlandzki Dj i producent muzyczny, aktywny jest już od 2003 roku.Jego utwory mixowane są przez artystów światowej sławy m.in. Armina van Buurena, Cosmic Gate czy Gareth Emery. Do największych sukcesów artysty bezsprzecznie należą m.in. nagroda Irleand Dance Music Awards zdobywając nagrody jako Najlepszy Producent i Best DJ.Miejmy nadzieję,że zachwyci nas jeszcze nie jednym takim cudeńkiem,które będzie nam przypominało o najfajniejszych chwilach spędzonych latem w najodleglejszych zakątkach ziemi.
Swój tekst dedykuję...Michałowi Szczepańskiemu, dzięki któremu dziś mogłem sobie przypomnieć,że za niedługo letnie wyjazdy znowu się zaczną!!!
Pozdrawiam MŁODY :)

niedziela, 16 stycznia 2011

Weekendowe niespodzianki i nie tylko.

Dawno nie pisałem tutaj o tym co się dzieje w moim życiu.Stwierdziłem,iż lepiej będzie jeśli postawię sobie jakąś poprzeczkę i tego będę się nadal trzymał.Jednak czasem trzeba zerwać z pewnym schematem i wybaczcie, ale dziś muszę tutaj opisać coś co bardzo mnie frapuje i sprawia,że muszę się z tym podzielić.Znajomi wiedzą iż mam tendencję do bardzo szczegółowego opisywania wydarzeń i tego co mnie interesuje- ale dziś mam prawo !Ale do sedna.Dawniej gdy byłem dużo dużo młodszy mieszkałem w ścisłym centrum miasta.Dąbrowa Górnicza jak dla mnie nie jest szczytem marzeń, nie posiada żadnych ciekawych ośrodków i centrum rozrywki.Jeśli jednak twoim szczytem marzeń jest kino,Aqua park Nemo z długami i bateriami słonecznymi na zewnątrz służącymi ograniczeniu płaconych rachunków za prąd,oraz kilka marnych pubów z osiedlowymi królami piwa lanego- to ok, nic mi do tego.Nigdy nie lubiłem korków,sąsiadki nade mną i pode mną które mnie nie lubiły za to,iż głośno słucham muzyki.Nigdy nie lubiłem słuchać odgłosu maszyny do szycia o 4 nad ranem i sąsiada z parteru który próbował dostać się do swego domu w nocy za pomocą ogromnego głazu.Alkoholików też nie lubiłem, jak i ludzi z marginesu społecznego.Któregoś pięknego dnia pojawiła się taka możliwość,aby wyprowadzić się z bloków na obrzeża miasta w celu odnalezienia spokoju i ciszy.Z dala od upierdliwych sąsiadów i braku miejsc parkingowych pod blokiem.Absolutnie nie potępiam ludzi mieszkających w blokach,ale jedni wolą mieszkać w pokoju o powierzchni wagonu, jeszcze inni na wsi,albo też w Nowym Yorku.Spokojna okolica, średnia wiekowa mieszkających ludzi w domach jednorodzinnych na Mydlicach +60, niedaleko las- wydawałoby się,że oaza spokoju.To jest na prawdę granica pomiędzy Dąbrową Górniczą a Sosnowcem,odziela je las.Zdecydowanie lubię wychodzić rano w kapciach i szlafroku z rana jedząc śniadanie na ogródku.Zdecydowanie lubię też widok Astona Martina mojej sąsiadki, oraz ryk jej odpalanego Porsche.Jednak nawet w tak spokojnej okolicy zdarzają się niespodzianki.Latem można spotkać tu zorganizowane grupy miłośników zielonej mocy, oraz pasjonatów składanego grilla za 10zł.Wieczorami pod moim domem stacjonuje pan w czerwonym polonezie,który z zasady lubi się w nim upijać a później w tym stanie wracać nim do domu.Ostatnio byłem nawet świadkiem romantycznego rozstania dwóch kochanków, oraz pościgu policyjnego- a wszystko to na jednej ulicy z dala od centrum.Jednak to co dziś ujrzały moje oczy przechodzi wszelkie granice głupoty i idiotyzmu.Bo jak inaczej można nazwać 16 latka w Audi A4, który spotyka się na moim osiedlu z jakimś nieznanym mi panem w innym aucie kupującego od niego tzw"temat na wieczór" ? Nie wiem.Czasem wydaje mi się,że żeby odnaleźć spokój musiałbym się wyprowadzić na biegun północny.Tak więc to, czy mieszkasz w centrum miasta,czy na jego obrzeżach, czy mieszkasz w bloku lub też na farmie-zawsze jesteś narażony na dziwne niespodzianki w postaci ludzi bez mózgów,którzy będą próbowali pokolorować ci życie na swój sposób.Mamy obecnie zimę-miłośników sportów zimowych, narciarzy zapraszam na niezłe widowiska poranne, gdzie w pobliskim lesie możesz zostać rozjechanym przez dziadka na nartach.W moich marzeniach czasem przewija się myśl,że jak wygram w totolotka przeprowadzę się do Californii ,gdzie mógłbym zamieszkać na totalnie zamkniętym osiedlu bogatych ludzi, gdzie wjazdu na osiedle pilnują opłacani ochroniarze,ale pewnie i tam spotkać będę mógł murzyna, który z chęcią odstrzeli mi łeb swoim desert eagle za "friko".
Pozdrawiam MŁODY :)

sobota, 15 stycznia 2011

J.C wściekły od urodzenia.

Taką nazwę nosi książka wydana w roku 1999.Jest to zbiór felietonów angielskiego dziennikarza i prezentera programu motoryzacyjnego "Top Gear" , którą obecnie czytam.
Jeremy Clarkson zdobywał wykształcenie w szkole średniej w Repton, z której – jak twierdzi – został usunięty za naganne zachowanie. Po opuszczeniu szkoły, pracował w firmie swoich rodziców, gdzie zajmował się sprzedażą zabawek - Misiów Paddingtonów.Jest on najlepszym przykładem,na to , iż niezależnie od tego jak starasz się ukierunkować swoją przyszłość nigdy nie wiesz jak skończysz.Nie wiem czy Jeremy planował sobie taką przyszłość, jednak jak na człowieka który wieczory spędzał w kasynach i totalnie nie obchodził się tym jak będzie wyglądać jego przyszłe życie skończył bardzo dobrze.Już w czasach dzieciństwa nie interesowała go piłka nożna, jak na typowego anglika przystało.Zamiast tego interesował się motoryzacją.Swoją pasję połączył w piękny sposób łącząc ze sobą elementy dobrego dziennikarstwa,humoru, zabawy słowem i miłości do "karoserii".Dla mnie jest on autorytetem, ponieważ łącząc swoją pasję, dziennikarstwo i zamiłowanie do motoryzacji dzięki temu wiele podróżował.Od zawsze marzyło mi się połączenie dziennikarstwa wraz z podróżowaniem.A ten człowiek po prostu to robi.I właśnie to w jego życiu uważam za najciekawsze.Dzięki książce "Wściekły od urodzenia" możemy wciągnąć się w świat motoryzacji i podróży.Pracując dla stacji BBC w programie "Top Gear" wraz z Richardem Hammondem I Jamsem May'em prowadzą obecnie najpopularniejszy program motoryzacyjny.Podróżują po całej europie oraz Stanach zjednoczonych by testować samochody.Te stare-klasyki i te nowe "Super szybkie wozy".W trakcie kręcenia programu Top Gear, Jeremy odbył wiele podróży po całym świecie dokonując efektownych wyczynów. M.in. przepłynął samochodem-amfibią własnej konstrukcji przez kanał La Manche.Oglądając ich program nigdy się nie nudzę.Każdy nowy odcinek przynosi coś nowego.Zarówno Jeremy,Hammond i May są niewątpliwie rozpoznawalnymi twarzami w UK, jednak nie chodzi tu o sławę, czy ilość zer na ich kontach.Chodzi o to,że ich pracą jest ich własna pasja.Zapewne każdy z was chciałby wykonywać taką pracę przy której by się nie nudził, która dawałaby mu satysfakcję i radość.Wydaje mi się,że o to właśnie w tym wszystkim chodzi i mam nadzieję, że kiedyś i ja będę pracował tak aby czuć się spełnionym w tym co robię.Bo nie ma nic gorszego niż każdy kolejny nadchodzący dzień, który jest przezroczysty i nie wnosi praktycznie nic ciekawego do naszego życia. "Książkę tę dedykuje... wszystkim tym,którzy ją kupili".Tak właśnie wygląda dedykacja zbioru felietonów Clarksona.Jeśli ktoś z was zastanawia się czy jest to ciekawa książka i czy na pewno da radę przeczytać ją całą pozwolę sobie zacytować fragment przedmowy cyt. "Nawet gdy mój nos eksploduje, a wszystkie palce będę miał powykręcane ze starości, wciąż będę przeciwnikiem silników Diesla, minivanów i Nissanów i z radością będę prezentował dowody na to, że Amerykanie są narodem dziwaków.250 milionów palantów mówiących językiem, w którym nie ma nawet słowa "palant".I możecie być pewni,że gdy umrę,u mojego notariusza znajdą notatkę,że chcę zostać zawieziony do grobu z prędkością 160km/h w jakimś wozie z silnikiem V8".Myślę,że komentarz jest tutaj nie potrzebny.Opinię o jego felietonach pozostawiam wam, ponieważ każdy ma inny gust.Jeśli jednak jesteś fanem motoryzacji i lubisz lekki język,ten dobry, a nie żałosny "angielski żart" oraz świetne porównania i relacje z różnych podróży po całym świecie- jest to niewątpliwie książka dla ciebie.
Polecam i pozdrawiam - MŁODY :)

środa, 5 stycznia 2011

The Beatles album Revolver 1996 rok.

Długo wyczekiwałem na ten moment.Chciałem przesłuchać ten album dopiero wtedy, kiedy wszystko się ułoży.Dopiero wtedy, gdy będę miał w miarę czysty umysł i będę mógł spokojnie skupić się tylko na słuchaniu.Ale zanim opiszę tutaj swoje zdanie trochę teorii.
Płyta "Revolver" jest kamieniem milowym w historii muzyki rozrywkowej. Właściwie od niej Beatlesi zaczęli różnorodne eksperymenty muzyczne. Na niej znalazły się m.in. "Eleanor Rigby" - pierwsza piosenka zespołu rozrywkowego zagrana wyłącznie przy akompaniamencie instrumentów wykorzystywanych dotychczas w muzyce klasycznej, jedna z najlepszych piosenek Beatlesów (według Johna Lennona) - "Here, There and Everywhere" oraz jedna z najbardziej znanych - "Yellow Submarine".
Tytuł Revolver, tak jak nazwa poprzedniej płyty, Rubber Soul, jest grą słów odnoszącą się zarówno do rodzaju broni palnej jak i odwracania (ang. revolving) próbek dźwięku w czasie, jakie zastosowano podczas nagrywania albumu.
Rzeczywiście,ciężko jest tutaj ocenić, czy jest to album najlepszy, czy nie mimo,iż wielu ludzi tak uważa.Każdy utwór, jest inny, zaskakuje i sprawia , że piosenkę trzeba przesłuchać jeszcze raz :)Nie jestem znawcą, jednak śmiało mogę powiedzieć, że jest niesamowity-lekki, a to chyba ważne, by muzyka powodowała , że chce nam się tańczyć i wciąż słuchać jej jeszcze raz , na okrągło.Ważne jest też by się nie nudziła,a Beatlesi mają to coś,faktycznie niezależnie od tego gdzie jestem, co robię- mogę śmiało powiedzieć, że wtedy mogę ich słuchać.Utwór "Yellow Submarine" słyszałem już jako mały chłopiec, lecz wtedy wydawało mi się, że jest mega mega nudny, beznadziejny.Minęło, kilka dobrych lat, bym musiał powtórzyć po raz kolejny "Do muzyki trzeba dojrzeć" , oczywiście każdy ma inny gust, więc na ten temat nie zamierzam dyskutować, jednak jeśli ktoś z was ma choć chwilę wolnego czasu, to mogę śmiało powiedzieć, że słuchając albumu "Revolver" nie pożałuje.Igus do dziś nie zdaje sobie sprawy jak wielkiego kalibru sprawił mi prezent na moje dwudzieste urodziny :)Jasne, że słuchałem Beatlesów , jak byłem młodszy , jednak dopiero teraz zacząłem czuć, iż coraz bardziej podoba mi się to jak grali.Mimo wszystko potrzebna jest odskocznia i czasem bywa tak, że jest dzień w którym słucham po prostu radia.Mimo to, wieczorami w moim pokoju usłyszysz nie "Lady Gagę" czy "Eminema" , lecz właśnie "The Beatles".Muzykę, która jak dla mnie ma przekaz, ma teksty na każdy dzień. Na ciężkie poniedziałki,środowe po południa i piątkowe wieczory :)Jak mogę przestać ich słuchać, kiedy przy każdym utworze chce mi się śpiewać i krzyczeć ? W odróżnieniu od niektórych nie próbuję śpiewać zawodowo lub też tańczyć jednak liczy się to , że ta muzyka mnie totalnie rusza i sprawia, iż czuję, że żyję :)

Grupa miała pewne trudności z wyborem tytułu. Według książki Paul McCartney: Many Years from Now Barry'ego Milesa, zespół pierwotnie miał zamiar nazwać album Abracadabra, lecz odkrył, że tytuł ten został już użyty przez innych muzyków.

Obojętnie, jakby się nazywał album, mógłby nawet nosić nazwę "Zielone krowy" czy "chodźmy sprzedać trabanta". Tak czy siak - jest po prostu świetny - polecam ;) i zachęcam każdego kto chce odpłynąć i choć przez chwile odłączyć się od wszystkiego co nas otacza. Jeszcze raz wielkie dzięki dla Atanazego, za najlepszy prezent jaki dostałem kiedykolwiek.
Pozdrawiam MŁODY :)